niedziela, 4 stycznia 2015

rozdział pierwszy



Środa, 26 sierpnia 2015, 19:27
Stoję na balkonie w swoim pokoju, opierając się o barierkę. W dłoni trzymam zapalonego papierosa i patrzę przed siebie. Uwielbiam widok, który rozciąga się za moim domem, to dość odprężające. Mieszkamy niedaleko torów kolejowych, więc bardzo często słyszymy przejeżdżające pociągi. Z początku trudno było się przyzwyczaić, jednak teraz to nieodłączna część naszego dnia. 
Wkładam papierosa między wargi i mocno się zaciągam. Wszystko jest dobrze, tego potrzebowałam. Spokoju i zapomnienia. Głęboko oddycham, po czym spoglądam w dół. Przyjaciele nazywają mnie nieustraszoną. Ciężko o to, kiedy ma się lęk wysokości, ale trzeba stwarzać pozory, prawda? Wracam wzrokiem przed siebie i ostatni raz zaciągam się, po czym gaszę papierosa w popielniczce i odstawiam ją na stolik, stojący w kącie balkonu.
Wracam do pokoju, gdzie opadam na łóżko, czując jak wielki ciężar opada z moich ramion, jednak wiem, że nie minie sekunda wszystko wróci. Kto wie, czy nie ze zdwojoną siłą. Ciężko wzdycham i sięgam po telefon, który leży obok poduszki. Widzę dwie nieodczytane wiadomości, więc od razu je otwieram. Jedna od Luke'a, a druga od Jaia. Unoszę brwi, nieco zdenerwowana. Ten drugi nie odzywał się od miesiąca. 
Od Luke: 
Będę po ciebie za godzinę. 
Wysłane kilka minut temu. Szybko wystukuję "Ok", po czym podchodzę do szafy, z której wyciągam leginsy oraz kolorową koszulkę z jakimś napisem i szybko przebieram się w te ubrania. Na nogi zakładam moje ulubione buty, a na ramiona dżinsową kamizelkę. Rozplątuję koka i rozczesuję dokładnie moje włosy. Sięgam po dwie gumki, po czym przekładam przed nadgarstek i plotę dwa warkocze. Oba związuję, a potem maluję kreski na powiekach i tuszuję rzęsy. Na usta nakładam przezroczysty błyszczyk, po czym podchodzę do łóżka. Rzucam się na nie i ponownie sięgam po telefon. 
Od Jai:
Mogę zadzwonić?
Zrobiło mi się gorąco, a do oczu napłynęły mi łzy. Jeszcze nigdy nie czułam się w ten sposób. Bałam się tego, że gdy usłyszę jego głos zacznę płakać i nie będę mogła przestać. Zaciskam szczękę i powstrzymując łzy, sama kręcę przecząco głową, po czym wystukuję na klawiaturze szybką wiadomość.
Do Jai:
Nie.
Patrzę na godzinę, po czym podnoszę się z łóżka, a telefon rzucam na szafkę nocną. Podchodzę do okna, po czym zamykam je i wychodzę na balkon. Biorę papierosy ze stołu i wracam do pokoju. Widząc, że mam jeszcze kilka minut wychodzę i udaję się do kuchni. W całym domu śmierdzi papierosami, mimo że palę, nadal to czuję. 
Przy stole śpi matka, a obok niej stoi do połowy pełna butelka wódki. Przechodząc obok niej, kopię ją w kostkę po czym podchodzę do lodówki. 
- Co do kurwy? - jęczy, pijanym głosem, a ja uśmiecham się pod nosem i sięgam po mleko. 
- Ups? - mówię, wyciągając z szafki szklankę. 
- Słuchaj dziecko, wzięłam cię tylko dlatego, żebyś nie trafiła tam, gdzie twoje miejsce. Spójrz na swojego brata - warczy na mnie. Stojąc do niej plecami, prycham pod nosem. Wlewam mleko do szklanki, po czym odwracam się do niej przodem. 
- Śmiesz mówić mi, że mam harować na ciebie razem z Joshem, a ty będziesz codziennie wydawać naszą kasę na wódkę? - pytam, nieco oszołomiona, a ona sięga po alkohol stojący obok i wlewa go do szklanki. Odstawiam z trzaskiem naczynie w moich dłoniach na blat i podchodzę do niej. Wyrywam z jej dłoni wódkę i podchodzę do zlewu. Uśmiechając się perfidnie, unoszę ją do góry. Patrzy na mnie przerażona. 
- Nie zrobisz tego - mówi pewna siebie. 
- Jesteś pewna? - pytam, po czym przechylam butelkę do dołu, a wódka wylewa się do zlewu - A jednak, zrobiłam - uśmiecham się, odstawiając naczynie. - Teraz możesz iść pracować - otrzepuję dłonie, mówiąc do niej. 
Wychodzę z kuchni i szybko udaję się do pokoju. To co przed momentem zrobiłam dzieje się na okrągło. Mój telefon dzwoni, więc szybko podbiegam, ale widząc, że to Jai zwyczajnie odrzucam go ponownie na szafkę. Biorę niewielki plecak, który stoi obok łóżka i wkładam do niego papierosy, telefon, słuchawki, zapalniczkę i inne potrzebne rzeczy. Zakładam go na plecy i wychodzę z pokoju. Wiem, że Luke już na mnie czeka, dlatego zbiegam po schodach i wychodzę na zewnątrz, trzaskając za sobą drzwiami. 
Brooks opiera się plecami o samochód z papierosem między wargami. Na masce samochodu siedzi Beau, a obok niego Betsy. Dzielą się skrętem, który prawdopodobnie ma dać im kopa przez imprezą. Podchodzę do mojego chłopaka i lekko całuję w usta. Odwzajemnia pocałunek, kładąc dłonie na moich biodrach wsuwa powoli język do moich ust. 
Czy kiedykolwiek pomyślałam, że Luke będzie moim chłopakiem? W życiu, zanim Jai wyjechał, ja i starsi Brooksowie byliśmy sobie obcymi ludźmi, zwyczajnym sąsiadami. Może to dziwne, ale tak było. Po tym jak młodszy bliźniak wyjechał, parę tygodni siedziałam bez przerwy w domu, płacząc i oglądając jakieś filmy. Któregoś dnia moja mama wysłała mnie do sklepu po jakieś zakupy. To było dziwne, ponieważ to ona zawsze po nie chodziła. Jak się potem okazało, to był pretekst, żeby pozbyć się mnie z domu, ponieważ moi rodzice planowali rozwód. Kiedy wróciłam, w salonie rozpętane było piekło, a krzyki rodziców słychać było nawet w moim pokoju z poduszką na głowie. W końcu nie wytrzymałam i wybiegłam z domu z płaczem, a na ulicy wpadłam na Betsy. Zapytała co się stało i pocieszyła mnie, kiedy było mi tego trzeba. Była osobą, która w krótkim czasie wciągnęła mnie w towarzystwo Luke'a, Beau, Daniela i Sheili. Od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. A z Lukiem zeszłam się jakoś na początku tego roku przez przelotny seks. Teoretycznie nasz związek opiera się na przyjemnościach. Żadnych randek, spotkań, głębszych rozmów. Od tego mam Betsy i Sheilę, tak stwierdził. I mimo wszystko, taki stan rzeczy bardzo mi odpowiada. Do rozwodu rodziców doszło jakoś pięć miesięcy po tym jak poznałam mają paczkę z winą obu stron i pamiętam, że był to najgorszy okres w moim życiu. Potem sprawa o przyznanie praw rodzicielskich i mimo że chciałam zamieszkać z tatą, on nie chciał ze mną, ponieważ znalazł sobie inną, młodszą kobietę. Wtedy Sheila i Betsy co dzień zabierały mnie na imprezy. Zaniedbałam szkołę i dostałam kuratora na rok. Z początkiem tych wakacji przestałam go mieć. 
- Cześć - uśmiecham się i zagryzam wargę.
- Hej - mówi, po czym odsuwa się i kończy palić papierosa. Wsiadam na miejsce pasażera i czekam, aż zrobi to także reszta. Luke odpala samochód, po czym ruszamy do domu, w którym ma odbyć się impreza.
- Daniel i Sheila będą na miejscu? - pytam od niechcenia, ale nienawidzę ciszy w samochodzie. Luke kiwa głową, a ja sięgam ręką do radia i puszczam pierwszą lepszą stację muzyczną. Zaczyna lecieć piosenka Justina Biebera, więc razem z Betsy zaczynamy śpiewać na całe auto. Mimo wszystko, wciąż jestem nastolatką i lubię takie gwiazdy. 
Brooks zatrzymuje auto parę domów przed miejscem imprezy, ponieważ nigdzie indziej nie ma miejsca. Sięgam do plecaka i wyciągam telefon oraz papierosy, a resztę zostawiam w środku. Jai już nie dzwonił, wysłał jedynie kilka smsów, ale postanawiam nawet nie czytać. Chowam komórkę do kieszeni kamizelki i odpalam jednego papierosa, po czym zaciągam się. Wchodzimy przez furtkę i omijamy wejście, od razu zmierzając do ogrodu. Luke bierze ode mnie fajkę akurat w dogodnym momencie, ponieważ biegnę do Daniela i wskakuję mu na plecy.
- Cześć, Danny! - krzyczę mu do ucha, a on śmieje się, trzymając moje uda. Zaczynam bawić się jego włosami, które wystawiają spod kaptura czarnej bluzy.
- Cześć, Effy. Mówiłem, że masz mnie tak nie nazywać - mówi, po czym puszcza mnie, a ja witam się z Sheilą. 
Nie mija nawet chwila, a organizator imprezy, Casper wita naszą grupę, a w moje ręce trafia czerwony kubek wypełniony piwem. Upijam łyk i siadam na kolanach Luke'a. Impreza dopiero się zaczyna i przybywa ludzi. Puszczają pierwszą piosenkę, więc osoby znikają z ogrodu w wielkim salonie. Nie mam nic przeciwko. 
Kończę swoje piwo i ciągnę mojego chłopaka na parkiet, chcąc z nim zatańczyć. Uśmiecha się do mnie po czym łapie mnie w biodrach i wchodzimy do środka. Cool enough, Elen Levon rozbrzmiewa w głośnikach, a ja kładę ręce na karku Brooksa. Pochyla się i ustami dotyka mojej szyi. Przysuwam się nieco bliżej niego, a on obraca mnie tyłem do siebie. Przysuwa mój tyłek do siebie, a ja wywracam oczami. Nie lubię tańca w ten sposób. Jednak łapię jego ręce na moich biodrach i powoli ocieram się o niego, myśląc tylko o tym, by wypić jeszcze jakiś alkohol. 
Kiedy piosenka się kończy, ja odsuwam się od chłopaka i udaję się do stołu, skąd biorę kubek i wlewam do niego wódkę. Wracam do Luke'a i łapię za tył głowy, chcąc zapytać go o coś przez głośną muzykę. 
- Masz trawę? - pytam przy jego, a on kiwa głową. - Zapalmy - mówię. Nie mogę pozbyć się widoku numeru Jaia na wyświetlaczu mojego telefonu. Chciałam po prostu przez dzisiejszą noc znów o nim zapomnieć. Nienawidzę tego, że pojawia się w moim życiu tak rzadko, a mimo to sprawia, że nie mogę o nim zapomnieć, choćbym nie wiem ile się starała to zrobić. Czuję się jak marionetka w jego dłoniach, mimo że jest na innym kontynencie. Ile bym dała, żeby przestał być dla mnie tak ważny. 
Luke wyciąga mnie z domu i idziemy usiąść w altance, gdzie chłopak odpala skręta i pierwszy bierze bucha. Między nami jak zwykle nie ma tematu do rozmowy. Zawsze mam nadzieję, że on zacznie ze mną rozmawiać, ale nigdy tego nie robi, a ja i tak nie wiem o czym z nim gadać. Podaje mi skręta, a ja wkładam go między wargi. 
- Marzę, żeby te usta były na moim kutasie, wiesz o tym? - mówi, a ja już wiem, że palił przed przyjazdem tutaj i prowadził pod wpływem trawki. To cud, że nic się nam nie stało. Prycham i wyciągając skręta, upijam łyk wódki. Nawet nie mam komentarza do tego co powiedział. Wiem, że to lubi i ja też to lubię, ale ja wciąż jestem skrępowana takimi tematami. 
Zaciągam się, po czym oddaję mu go i piję wódkę z mojego kubka. Mam słabą głowę, więc myślę, że jeszcze jedno piwo, a odpadnę, ale nie przejmuję się tym. Upijam kolejny łyk na zmianę paląc skręta. Podnoszę się z miejsca, ale czując, że kręci mi się w głowie siadam znów na moment, po czym szybko wstaję i wychodzę z altany, zostawiając Luke'a samego. 
Już mnie dziś zdenerwował, ale i tak wiem, że na koniec imprezy wylądujemy razem w łóżku. To nic nowego. 
Wracam do domu Caspera i podchodzę do Daniela. Z nim mam najlepszy kontakt z chłopaków. Z Beau praktycznie nie rozmawiam, a Luke wiadomo. Siadam obok niego na kanapie i wciąż piję wódkę ze swojego kubka.
- Gdzie reszta? - pytam trochę zdezorientowana, ponieważ Daniel nigdy nie siedział sam, zawsze miał towarzystwo z naszej paczki.
- Beau zdecydował się iść kogoś przelecieć, a Betsy robi placówkę Sheili - kiwa głową przed siebie, a ja widzę, że na leżakach w ogrodzie siedzą nasze przyjaciółki. Unoszę brwi w potężnym zdziwieniu. - Tak, też jestem w szoku - mówi i łapie mnie za kolano. Uśmiecham się do niego, a on pochyla się i bierze w dłoń prawdopodobnie swoje piwo. 
- Pierwszy raz nudzę się na imprezie, co jest ze mną nie tak? - pytam, chcąc go rozbawić.
- Nie wiem, Effy, ale musisz z tym coś zrobić - mówi, pokazując mi na kubek, który trzymam w dłoni i potem na swój. Kiwam głową w zgodzie i wlewamy zgodnie trunki do naszych gardeł. Danny podnosi się i prosi do tańca, więc razem wychodzimy na parkiet. Kładę ręce na jego karku a on swoje na moich biodrach i mocno mnie do siebie przyciska. Ocieram się o niego i mimo wszytko, ten taniec jest lepszy od tańca z Lukiem. Chłopak nachyla się do mojego ucha i przekrzykuje muzykę. 
- Wiesz, że Jai jutro wraca, prawda? - pyta, a ja zaczynam się krztusić, rozszerzając oczy w zdziwieniu. 
- Słucham? - pytam, chcąc być pewna, że dobrze usłyszałam. Wolałabym, żeby nie była to prawda.
- Mówił mi, że do ciebie zadzwoni - wzrusza ramionami - Ale tak, Jai wraca, ponieważ chce skończyć liceum tutaj, w naszym ogólniaku - dodaje. 
- Taa dzwonił do mnie - przełykam ślinę. Odsuwam się od Daniela, przepraszając  go i wychodzę do ogrodu. Szukam miejsca, gdzie słabo słychać muzykę i wyciągam telefon. Wchodzę w kontakty i szukam numeru Jaia. Przez moment siedzę w bezruchu, myśląc czy na pewno chcę z nim teraz rozmawiać. Oczywiście, że chcę, chciałam już w moim pokoju, ale nie miałam dowagi. Wybieram jego numeru przykładam telefon do ucha. Wstrzymuję oddech, ponieważ przeraża mnie to, że znów usłyszę jego głos. 
- Effy? - mówi, a ja panikuję. Zagryzam wargę z nerwów i czuję piekące łzy pod powiekami. Wzdycham głęboko. 
- Cześć, Jai - odpowiadam, choć wcale nie jestem pewna, czy chcę tej rozmowy. 
- Wracam dziś, jestem na lotnisku - informuje mnie, ale te słowa jedynie wpadają i wypadają z mojej głowy. W ogóle nie przysparzam tego, że on niedługo tutaj będzie i wkroczy niespodziewanie do mojego życia i zniszczy je, kompletnie zmieni nie do poznania. Nie wiem, czy będę potrafiła znów się z nim przyjaźnić.
- To dobrze, do zobaczenia, tak? - pytam, słysząc, że łamie mi się głos.
- Tak, tęskniłem wiesz? - mówi, a każde słowo przesiąknięte jest szczerością. Skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że ja nie. 
- Ja też, Jai, ja też - odpowiadam, wdychając, przez co trochę uspokajam swój głos. 
- Będę niedługo, a teraz, cześć, Effy - mówi, po czym się rozłącza, nie czekając na moją odpowiedź.
___
Bum! Pierwszy rozdział to nuda ew przepraszam, ale musiałam jakoś was we wszystko wprowadzić.
Jeśli macie pytania, możecie pisać do mnie na twitterze - @richbiebz.
Jeśli chodzi o całe opowiadanie, nie mam za wiele zaplanowane, ale liczmy na to, że je skończę haha
Serdecznie dziękuję za aż 39 komentarzy (!), to jest wow! Pierwszy raz pod samym prologiem mam tyle komantarzy. Jesteście wspaniali.
Jeśli szanujesz moją pracę, proszę skomentuj choć najkrótszym słowem.
Dodawajcie tweety z tagiem #SweetNothingPL
I zapisujcie się w informowanych pls!

Obserwatorzy